Etykiety

środa, 24 kwietnia 2024

Debbie Tung "Wszystko w porządku"


Depresja jest jedną z poważniejszych chorób wpływających na sposób funkcjonowania społeczeństw. Istnieje przekonanie, że coraz więcej osób na nią choruje. Czy tak faktycznie jest? Trudno stwierdzić. Na pewno jest coraz częściej diagnozowana, ponieważ więcej osób zdaje sobie sprawę, że są chorzy i mogą otrzymać pomoc. Otrzymanie wsparcia zmienia nie tylko jakość życia i relacje z otoczeniem, ale też przekłada się na to, co my możemy dać od siebie innym i jak oceniamy to, co inni dają nam. Depresja to podstępne zaburzenie sprawiające, że czarne macki odbierają chorym siły do życia. Uświadomienie sobie tego i wskazanie źródła własnego bezwładu to połowa sukcesu. Drugą połową będzie ciężka praca nad sobą, które czasami będzie potrzebowało wsparcia farmakologicznego. Jedną z ciekawszych lektur dla każdego odbiorcy wprowadzających w tematykę depresji jest „Wszystko w porządku” Debbie Tung. Wielkim plusem jest to, że jest to osobista historia autorki, dlatego lepiej pokazuje, z czym musi mierzyć się osoba chora.

„Zachowuj się łagodnie wobec innych. Ale nie zapominaj o łagodności również wobec siebie”.
Historia zaczyna się od wchodzenia młodej kobiety w dorosłe, samodzielne życie. To sprawia, że musi pracować, zdobywać doświadczenie, mieć czas na bliskich, zdobywać uznanie. W świecie, w którym wszyscy pędzą nie jest to łatwe. Zwłaszcza, kiedy włącza się nam mechanizm porównywania. Autorka pokazuje nam, że często innych traktujemy dobrze, ale wobec siebie jesteśmy niesamowicie krytyczni. Inni zawsze wypadają lepiej: mają ładniejsze zdjęcia w mediach społecznościowych, lepszą i stabilniejszą pracę, szczęśliwsze życie, większe sukcesy, brak porażek (bo kto o nich publicznie mówi?), więcej robią. Każdy jest lepszy z czegoś innego, ale kiedy ciągle się porównujemy to nie skupiamy się na tym, że często te cechy różnych osób tylko jak my wypadamy na ich tle. To prowadzi do zaniżenia samooceny. I tak jest też w przypadku przepracowującej się Debbie, która ma coraz bardziej negatywne myśli na swój temat, przejmuje się zdaniem innych oraz sama bardzo surowo się ocenia.
„Nie zdawałam sobie sprawy, że kiedy cierpisz na chorobę psychiczną i za długo wszystko w sobie tłamsisz… w końcu się rozpadasz.”
Widzimy jak z każdą stroną, która może być odzwierciedleniem procesów trwających miesiące, bohaterka traci siły i dopadają ją różnorodne zmory w postaci lęków, złego samopoczucia. Później śledzimy diagnozę i kolejne kroki pracy z psychologiem poznawczym zmieniającym jej nastawienie do wielu rzeczy. Praca nie jest łatwa. Wychodzenie z depresji trwa wiele tygodni. Na szczęście Debbie wcześnie zauważyła niepokojące symptomy i mogła zwrócić się po pomoc do specjalisty.
Cała historia jest bardzo osobista i ciepła. Autorka opowiada o sobie i swoich doświadczeniach z empatią. Pięknie opisuje kolejne etapy wchodzenia w depresję, zagubienia, a później wychodzenia. Przyglądamy się jej mozolnej pracy z terapeutką. Pokazuje, w jaki sposób samodzielnie zacząć pracę nad sobą. Przyglądamy się jej trybowi życia i mamy okazję przemyśleć czy i my nie popełniamy podobnych błędów.
„Wszystko w porządku” to historia szukania równowagi między pracą, rozrywkami, czasem poświęconym bliskim i odpoczynkowi. Emocjonalne blokady i spadek formy pokazany jest tu jako coś normalnego, efekt uboczny kumulujących się negatywnych czynników. Krok po kroku prześledzimy zmianę nawyków. Jedną z ważnych rzeczy jest tu rozwinięcie umiejętności doceniania siebie.
Debbie Tung podsuwa nam nie tylko estetyczny i ładny komiks, ale też wartościową opowieść o tym, dlaczego warto szukać pomocy, jak leczenie przekłada się na poprawienie jakości naszego życia, jak trudnym procesem jest zdrowienie i jak dużego zaangażowania osoby chorej potrzebuje.
Ten komiks jest nie tylko świetny treściowo, ale zwyczajnie bardzo ładny. Chociaż kreska Debbie Tung jest prosta, to równocześnie widać w niej łagodność, a także dziecięcość pozbawioną infantylności. Z pewnością jest przyjemna dla oka, ale też daje jakieś nieuchwytne poczucie spokoju. Do tego mamy ważne przesłanie: sięgnij po pomoc, bo warto sobie pomóc.
Ze względu, że sam proces popadania w depresję i leczenia jest bardzo uproszczony do kilku tygodni lub miesięcy może wydawać się, że to łatwy proces. Trzeba sobie uświadomić, że między poszczególnymi wydarzeniami pokazanymi w komiksie mijają tygodnie i miesiące, a pokazane scenki są reprezentacyjne do określonego okresu. Właśnie ten powolny proces zmian sprawia, że na początku chory nie jest w stanie zauważyć, że coś jest nie tak. Po prostu ma mniej energii i czuje się przepracowany, ma mniejszą koncentrację. Debbie Tung pokazuje, że dostrzeżenie tego to pierwszy krok ku zmianom. Później trzeba zwrócić się do dobrego specjalisty i intensywnie nad sobą pracować. Nie ma tu obietnicy, że będzie szybko, łatwo. Za to mamy pokazane jak praca z psycholożką zmienia postrzeganie siebie i pomaga w wypracowaniu innych zachowań.
Na końcu lektury znajdziemy wskazówki, gdzie szukać pomocy. Są to ważne numery, więc znajdziecie je poniżej:
- 112 – Numer alarmowy
- 800 12 12 12 – Dziecięcy telefon zaufania Rzecznika Praw Dziecka (działa całodobowo/7dni)
- 116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (działa całodobowo/7 dni)
- 801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
- 800 199 990 – Ogólnopolski Telefon Zaufania (codziennie od 16 do 21)
- Życie warte jest rozmowy (https://zwjr.pl/)









Lewis Hancox "Witajcie w St. Hell. Moje transpłciowe dorastanie"


Utarte wzorce społeczne ułatwiają życie, jeśli wpisujemy się w schematy. Ich istnienie powoduje, że wiele rzeczy przyjmujemy za oczywistość i w związku z tym mamy określone oczekiwania, a to sprawia, że odstawanie od normy jest niemile widziane, budzi niepokój, przyczynia się do zagubienia i agresji, której ofiarami parają osoby odbiegające od społecznych oczekiwań. O takim problemie jest książka Lewisa Hancoxa „Witajcie w St. Hell. Moje transpłciowe dojrzewanie”.

Autor zabiera nas do małego miasteczka. Jest dorosłym mężczyzną, który wraca w rodzinne strony. Już na początku dowiadujemy się, że czas szkoły, dorastania i dojrzewania nie był dobrym okresem, w jego życiu. Krok po kroku śledzimy kolejne etapy, z jakimi musiał się mierzyć oraz zobaczymy, jaki był. Już na pierwszych stronach poznajemy Lois: zbuntowaną nastolatkę ocenianą jako chłopczyca. I taka właśnie była odkąd pamięta. Już jako dziecko wolała aktywność przypisywaną chłopcom. Lois świetnie czuła się wspinając się po drzewach, psocąc, grając w piłkę nożną. Często postrzegana jako chłopak nie czuła widziała w tym nic złego. Dopiero odkrywanie przez innych, że mają do czynienia z dziewczyną wywoływało negatywne reakcje. Problem jest jednak dużo poważniejszy niż tylko oceny innych, ponieważ bohater/ka ma inną płeć niż przypisana jej przy urodzeniu  na podstawie wyglądu genitaliów. Płciowo jest chłopakiem uwięzionym w ciele dziewczyny. Zobaczymy jak reaguje na zmiany zachodzące w jej ciele w czasie dojrzewania, jakim zabiegom się poddaje, aby zminimalizować kobiece kształty, z jakimi dylematami mierzy się w sferze seksualności i w jaki sposób stopniowo odkrywa swoją prawdziwą płeć. Cały proces próby ustalenie swojego prawdziwego ja, poszukiwania swojej płciowości i seksualności pokazany jest tu realistycznie. Widzimy jak bardzo trudno bohaterce wyjść poza schematy, w jaki sposób ocenia ją otoczenie i reaguje na jej samookreślenie. Lewis patrzy na swoją młodszą wersję w postaci Lois i daje wskazówki, pokazuje, że w przyszłości nie będzie musiała się szarpać z własnymi odczuciami i emocjami. Tranzycja jest tu uwolnieniem od niechcianego ciała.
„Witajcie w St. Hell. Moje transpłciowe dorastanie” to poruszająca i inspirująca opowieść trudnościach, z jakimi zmierzył się bohater. Zobaczymy historię samoidentyfikacji osoby transpłciowej. Autor dzieli się z czytelnikami swoją osobistą historię. Pokazuje z jak wieloma trudnościami się zmierzył nim dojrzał do odkrycia i zrozumienia swojej płciowości. Pokazuje też, że samo wychowanie na dziewczynkę nie sprawia, że może nią być. Nawet jeśli ma takie ciało to poczucie bycia mężczyzną jest silniejsze.
Wielkim plusem jest tu pokazanie tych doświadczeń w firmie powieści graficznej, czyli takiego dłuższego komiksu. Lekka forma sprawia, że publikacja ma szansę trafić do szerszego grona odbiorców, pokazać im jak wyglądają doświadczenia transpłciowych nastolatków. Z jednej strony będzie to publikacja terapeutyczna dla osób takich jak Lois i jej rodzice. Zobaczą, że to, co się z nimi dzieje jest normalne i naturalne, że warto dać sobie szansę i zmienić płeć, pomoże zaakceptować to, że dziecko nie jest takie jak się oczekuje. Książka pozwala każdemu z nas zobaczyć, z jakimi dylematami musiał mierzyć się autor. Taka osobista historia pomaga w budowaniu empatii i tolerancji. Mający trzysta stron komiks świetnie wprowadza w życie transpłciowej nastolatki. Jest to historia procesu odkrywania siebie i akceptowania swojej odmienności.
Mamy tu fantastycznie pokazane życie osoby, która nie czuła się dobrze w swoim ciele, ale ze względu na mały dostęp do wiedzy o różnorodności musiała wiele wycierpieć i poszukiwać na własną rękę, doświadczyć wykluczenia społecznego wśród rówieśników, zagubienia z powodu innych potrzeb oraz niewpisywania się w schematy.
Lektura skierowana jest do osób od 14 roku życia. Myślę jednak, że warto po nią sięgnąć, kiedy pojawia się proces dojrzewania, aby wielu rzeczy móc uniknąć, na wiele spraw spojrzeć z innej strony i uniknąć wieloletniego szarpania z wyglądem ciała. Taka książka pomoże też na otwieranie się na osoby wyglądające i funkcjonujące inaczej. Podsuwana nastolatkom pomoże zmniejszyć agresję wobec osób, których zachowanie i wygląd niepokoją. Myślę, że to będzie fantastyczny wstęp do rozmów o tym jak wygląda życie płodowe, jak przebiegają zmiany, kiedy i dlaczego pojawia się transpłciowość.
Ze względu na to, że mamy do czynienia z komiksem dużą rolę odgrywają tu ilustracje. Są one proste, kartonowe i czarno-białe. Autor bazuje na chwytach zarysowania tła, pokazania otoczenia i usuwania go w kolejnych kadrach, aby pokazać relacje między bohaterami.
Zapraszam na stronę wydawcy







wtorek, 23 kwietnia 2024

Gérard Moncomble "Moko. Najśmieszniejszy klaun na świecie" il. Paweł Pawlak


Wypalenie, poczucie bezsensu, zagubienie – to tematy, które pojawiają się w prostej książce dla dzieci zatytułowanej „Moko. Najśmieszniejszy klaun na świecie”. Gérard Moncomble pod kostiumem prostej opowieści o klaunie, który przestaje być śmieszny pokazuje młodym czytelnikom wiele ważnych problemów. Mamy tu z jednej strony utracenie zdolności rozśmieszania innych, stratę pracy, poczucie bezsensu, zagubienie, danie wsparcia i wspólne realizowanie celów.

Zacznijmy jednak od zawartej w książce historii. Moko jest klaunem, więc jego praca polega na rozśmieszaniu innych. Z czasem jednak coś się w nim zmienia i traci tę zdolność. Z tego powodu dyrektor cyrku zwalnia go. Moko, który do tej pory utożsamiał się z byciem klaunem, dla którego ta praca stanowiła sens życia powoli się rozpada. Widzimy jak każda część ciała woli go zostawić niż być z nieśmiesznym bohaterem. I tym sposobem przestaje istnieć. Jednak zjawia się dziecko, które bierze czerwoną kuleczkę (nos), zaczyna się nią bawić i w ten sposób pomaga klaunowi w pozbieraniu się, wystartowaniu od nowa, ale tym razem w duecie.
Ta opowieść ma dwa poziomy: pierwszy to oczywista, prosta, obrazowa i zabawna historia o uciekających częściach ciała. Jest w tym zachowaniu bohaterów coś z zabawy w chowanego czy berka. Do tego rozpadanie się ma formę wyliczanki opartej na powtórzeniach, co może kojarzyć się z zaczarowywaniem świata. Pojawiające się dziecko, które swoim zachowaniem poprawia nastrój pokazuje jak niesamowicie bardzo ważne są relacje, kontakt z drugim człowiekiem. Samo bycie oglądanym nie uszczęśliwia. Dopiero interakcja daje poczucie szczęścia.
Książka Gérarda Moncomble’a to jedna z tych publikacji, w których głównym przesłaniem jest danie nadziei wtedy, kiedy wydaje nam się, że już nie ma szans na żadne wsparcie. Publikację wzbogacają ilustracje Pawła Pawlaka. Mamy tu jego charakterystyczną prostą kreskę połączoną z kontrastującymi kolorami. Rozmieszczenie tekstu i dopełniających go rysunków jest przemyślane. Do tego jedno i drugie świetnie oddziałuje na wyobraźnię, wprowadza element humorystyczny do poważnego tematu i w ciekawy sposób pokazuje relacje z innymi, budowanie wspólnoty, pracy zespołowej. Całość wydrukowana ba bardzo dobrej jakości papierze, który zszyto i oprawiono w solidną, kartonową okładkę. Wizualnie publikacja zdecydowanie przyciąga uwagę młodych czytelników. Do tego pozwala na poruszenie ważnych tematów. Myślę, że z powodzeniem można wykorzystać ją w gabinetach pedagogów i psychologów, jako punkt wyjścia do rozmów o emocjach, postrzeganiu siebie i swojego miejsca w świecie.








Ewa Borowska "Szkoła i ja. Budujemy poczucie własnej wartości" il. Adam Wójcicki


Tolerancja jest niesamowicie ważna. To na niej buduje się dobre społeczeństwo, czyli takie, w którym będziemy lubić siebie i szanować innych. Prawidłowe poczucie własnej wartości pozwala na dostrzeganie własnych zalet i dostrzegania atutów innych. To pierwszy krok do współpracy i docenienia różnorodności. Świadomość tego, że nie ma dwóch takich samych osób pomaga w otwieraniu się na siebie i innych, bo z jednej strony przestajemy czuć potrzebę dopasowania się do otoczenia, a z drugiej nie wymagamy, aby inni dostosowali się do nas. Warto wspierać tę sferę od najmłodszych lat. Z pomocą przyjdzie Wam książka Ewy Borowskiej „Budujemy poczucie własnej wartości”, autorki książki „Idziemy do pierwszej klasy” Obie publikacje należą do cyklu „Szkoła i ja”, czyli są lekturami wprowadzającymi wżycie szkolne.

O budowaniu poczucia własnej wartości powstało sporo książek i dość dużo Wam polecałam. Nawet jeśli znacie z dzieckiem wszystkie to i tak warto sięgnąć po tę nowość. Tu poza pokazaniem ważnych problemów mamy do czynienia z tłem szkolnym. Wszystko, co dotyczy bohaterów dzieje się w szkole. Młodzi czytelnicy na przykładach z życia widzą jak powinni się zachować, w jaki sposób sobie pomagać, jak reagować, aby tworzyć dobre relacje.
Publikację otwiera spotkanie z nauczycielką, która na szkolnej tablicy wypisała najważniejsze zasady obowiązujące w ich klasie. Jeśli oczekujecie, że będą tu hasła „musicie się lubić” to się zawiedziecie. Za to mamy zdrowe podejście, w którym widzimy, że nie wszystkich musimy lubić, ale to nie znaczy, że nie musimy okazywać im szacunku. On jest tu kluczową wartością napędzającą inne działanie.

Opowieść szkolna toczy się wokół zwyczajnych wydarzeń: przyglądamy się umiejętnościom i zainteresowaniom uczniów, zobaczymy ich w chwilach, kiedy zapominają śniadanie, potrzebują pomocy innych, mogą się czymś podzielić, wesprzeć, walczą z przemocą, są asertywni, potrafią docenić swoje i cudze sukcesy, poznają nowe osoby, przeżywają różnorodne emocje i pocieszają się. Spotkanie zaczyna się od ustalenia zasad, a później śledzimy jak wygląda dzień w szkole i po lekcjach. Każde z dzieci potrafi określić, jakie ma umiejętności, w jakiej dziedzinie potrzebuje wsparcia. Pojawia się tu problem konieczności bycia najlepszym ze wszystkiego i bycia lubianym przez wszystkich. Autorka subtelnie tłumaczy dzieciom, że każdy ma mocne i słabe strony. Pokazuje, dlaczego różnorodność jest piękna.
„Budujemy poczucie własnej wartości” to książka świetnie dopełniająca „Idziemy do pierwszej klasy”. Jest całkowicie autonomiczna, więc nie trzeba znać pierwszej, żeby sięgnąć po drugą, ale warto. Zwłaszcza, kiedy dziecko po raz pierwszy ma dołączyć do grupy rówieśniczej lub kiedy z przedszkola przechodzi do szkoły. Powiem szczerze, że bardzo brakowało mi takiej pozycji, kiedy przygotowywaliśmy córkę do edukacji szkolnej. Sięgałam wówczas po książki, które przygotowywały ją do przedszkola, opowiadałam o podróży autobusem, szatni, ale to nie to samo. Pierwszoklasistów uważa się za wystarczająco dużych, dojrzałych i gotowych na wejście w nowe środowisko, a przecież to nieprawda. Dzieci, które mają pójść do szkoły bardzo przeżywają czekające na nich zmiany. Jest dużo wiadomości do przyswojenia. Budynki szkół podstawowych są większe od przedszkolnych. Do tego nie ma już takiej ilości zabawy i jest dużo więcej osób, z którymi uczniowie mają kontakt. Ewa Borowska swoją publikacją świetnie wypełnia lukę i pomaga dzieciom w adaptacji szkolnej. Autorka jest świadoma tego, co dzieciom może sprawiać trudność, a wszystko dzięki umiejętności obserwacji i pracy z dziećmi. Jako nauczycielka wczesnoszkolna i logopedka wie, z czym młodzi uczniowie mają problem. Wiele rad znajdziecie na jej blogu „Nauczycielka z pasją”.
Podobnie jak w „Budujemy poczucie własnej wartości” w „Idziemy do pierwszej klasy” otwiera powitanie głównych bohaterów będących bliźniakami: Iga i Filip. Z kolejnych stron poznajemy ich zainteresowania i upodobania, a następnie młodzi bohaterzy zabierają młodych czytelników na spacer po szkole. W pierwszej książce akcja skupiona jest na osobistych odczuciach, pokazaniu dziecka w szkole i dlatego zobaczymy jak wygląda pierwszy dzień w szkole, w jaki sposób uczniowie poznają swojego nauczyciela lub nauczycielkę. Następnie przyjrzymy się przekrojowi budynku, zobaczymy różnorodne pomieszczenia i będziemy mieli okazję dowiedzieć się kogo tam spotkamy, jaką rolę pełni w szkole. Na kolejnych stronach krok po kroku poznamy zasady panujące w szkole. Bliźniaki zabiorą nas na spacer po szatni, sali lekcyjnej, bibliotece, gabinecie pielęgniarki, świetlicy, stołówce, sali gimnastycznej i łazience. Przy okazji pojawiają się cenne informacje o tym, jakie zakupy trzeba zrobić przed pójściem do szkoły, skąd rodzice wiedzą, co potrzebne jest dzieciom, gdzie znajdą takie informacje. W „Budowaniu poczucia własnej wartości” najważniejsze jest przyglądanie się emocjom oraz zachowaniom uczniów.
Podoba mi się to, że w tematyką oby publikacji wpleciono temat różnorodności. Nie brakuje tu też opowieści o klasach integracyjnych, wsparciu dla uczniów potrzebujących pomocy, tolerancji, empatii. Dzieci będą przygotowane na to, że niektórzy uczniowie mogą w inny sposób funkcjonować lub poruszać się oraz tego, że w klasie będzie dodatkowy nauczyciel pomagający dzieciom z niepełnosprawnościami. Zrozumieją dlaczego takie wsparcie jest im potrzebne. Zobaczą też, w jaki sposób zachować się, kiedy widzą przemoc.
Plusem jest też to, że po szkole oprowadza dzieci dziewczynka i chłopiec. Rodzeństwo wspólnie wyjaśnia wiele spraw. Publikacja będzie świetnym wsparciem dla dzieci i ich rodziców, którzy chcą, aby ich pociechy nie traciły dziecięcej ciekawości świata i zaangażowania oraz w czasie robienia nowych rzeczy czuły się pewnie.
Na końcu książki znajdziemy wskazówki dla dorosłych, w jaki sposób wspierać dzieci w czasie podejmowania przez nie nowych wyzwań („Idziemy do pierwszej klasy”) i jak budować poczucie własnej wartości („Budujemy poczucie własnej wartości). Całość napisana bardzo przystępnym językiem dostosowanym do odbiorców. Tekstu nie mamy dużo, dzięki czemu przedszkolaki chętnie słuchają o tym, co je będzie czekało w szkole. Seria „Szkoła i ja” zawiera lektury, które pomogą w budowaniu poczucia bezpieczeństwa, budowaniu pewności siebie i oswajaniu z nowymi sytuacjami oraz wskażą właściwe postawy społeczne.
Całość dopełniają proste i bardzo dobrze dopełniające tekst ilustracje. Przyglądamy się rozpoczęciu dnia, lekcji i zachowaniom uczniów w czasie przerwy. Ilustracje są proste, cartoonowe i z ciekawym doborem barw. Do tego strona wizualna dominuje na rozkładówkach. Tekstu do czytania mamy mało, dzięki czemu młodym czytelnikom łatwiej będzie słuchać i czytać książkę. Zdecydowanie polecam te książki wszystkim przedszkolakom, którzy mają od września zacząć szkolną przygodę.
Zapraszam na stronę wydawcy








poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Marta Guzowska "Zagadka Łysej Góry. Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy" il. Asia Gwis


Jestem zdecydowaną miłośniczką książek Marty Guzowskiej, ponieważ pisze ona rewelacyjne książki zarówno dla młodszych czytelników, jak i dla starszych. Każda z jej serii wychowuje inną grupę wiekową. Do tego ma wspaniały dar łączenia pokoleń. I to szczególnie widać w książkach z serii „Detektywi z Tajemniczej 5” oraz „Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy”. Obie wzajemnie się uzupełniają, mają tych samych bohaterów, ale tematyka jest nieco inna. W pierwszej serii akcja toczy się wokół zwyczajnych wydarzeń w znanych miejscach, a w drugiej młodzi bohaterzy muszą udowodnić, że dziwne wydarzenia to wynik działania ludzi, zjawisk przyrodniczych, wykorzystania praw fizyki i technologii oraz właściwości chemicznych różnych substancji, a nie sił nadprzyrodzonych. W książkach tych poznajemy młodych bohaterów łamiących stereotypy i potrafiących najnowsze media wykorzystać do zdobywania informacji.


Współczesne dzieciaki kojarzą nam się z telefonami i uzależnieniem od nich oraz uwielbieniem do youtuberów. Często wydaje się nam, że młode pokolenie żyje tylko i wyłącznie w świecie technologii i ostatnią rzeczą, która mogłaby je zainteresować to historia, muzea, wykopaliska, ruiny, nawiedzone budynki, tematyczne festyny naukowe i inne tego typu miejsca oraz wydarzenia. Marta Guzowska udowadnia nam, że dzieci da się zainteresować naszym dziedzictwem kulturowym, zachęcić do poznawania przeszłości, a do tego do wchodzenia w obszar metod badania naukowego. Wystarczy po prostu zabierać swoje pociechy w miejsca, w których mogą poznać wycinek naszej historii i samemu wykazywać zainteresowanie związanymi z nimi ciekawostkami oraz wspólnie czytać książki przemycające wiedzę na ten temat. Właśnie takie podejście króluje wśród rodziców w obu wspomnianych seriach. Jej młodzi bohaterzy są ciekawi świata i żądni rozwiązania kolejnych zagadek. Akcja całej serii książek „Detektywi z Tajemniczej 5” toczy się wokół kradzieży ważnych, zabytkowych przedmiotów oraz dziwnych zjawisk. Druga seria bazuje na tym samym motywie, ale tu wchodzimy w obszar manipulacji przekonaniami odbiorców oraz wyjaśniania zjawisk nadprzyrodzonych. I do tej pory właśnie tak było. Kolejny tom jednak odbiega nieco od wcześniejszych, pozostawia sporo niedomówień oraz spore pole do wyobraźni. A wszystko przez to, że prawdy dowiemy się w kolejnym tomie. W tym mamy dopiero pierwsze śledztwo.
W „Zagadce Łysej Góry” razem ze znanymi bohaterami udajemy się na Łysą Górę. Dzieci będą miały okazję zobaczyć wiele ciekawych rzeczy związanych z dawną kulturą słowiańską, a wszystko dzięki temu, że zorganizowano festyn przybliżający życie ludzi sprzed wieków. Są tu fryzury, spinki, zwierzęta, tworzenie mieczy, a nawet projekcje czarownicy. Tym razem Jaga jest przekonana, że Baba Jaga istniała i jest dumna z tego, że ma takie samo imię jak ona. Mimo, że w tle pojawi się czarownica to nie ona będzie tematem śledztwa. Tym razem młodzi bohaterzy poszukają specjalistycznego sprzętu, czyli kosztownej rzeczy. Kto zabrał projektor? Komu zależało na pokazie, którego nadzorująca festyn profesorka zakazała? Jakim sposobem pokaz odbył się, w innym miejscu? Przekonajcie się samo sięgając po książkę.
Cykl „Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy” to wakacyjne przygody z duchami w tle. Akcję nakręca zajęcie Lidki, nastoletniej kuzynki Piotrka i Jagi. Nastolatka marzy o byciu dziennikarką i powoli wprawia się w swoim fachu. Trójka bohaterów (bo w podróż rusza też koleżanka Piotrka, Anka) znana z wcześniejszych książek Marty Guzowskiej pomaga jej w tropieniu manipulacji oraz poszukiwaniach zaginionych przedmiotów. Razem z bohaterami odwiedzamy takie miejsca jak Ogrodzieniec, Węgrowo i najbliższą okolicę, w której mieszkają, las w Witkowicach oraz Łysą Górę.
Po raz kolejny nie zawiodłam się na książce Marty Guzowskiej, która bardzo umiejętnie stworzyła ciekawą intrygę z interesującymi, sympatycznymi i wyrazistymi bohaterami. Szczególnie udały jej się portrety dzieci, pokazanie konfliktu wynikającego z różnicy wieku. Mamy tu starszego brata, który niechętnie włącza siostrę do śledztwa, ale wie, że jeśli nie będzie dobrze opiekował się młodszą siostrą to w przyszłości może być pozbawiony możliwości uczestniczenia w kolejnych wyprawach kuzynki. Odkryje też, że w ciągu roku Jaga nauczyła się ona bardzo wielu rzeczy. Obserwujemy jak relacje między rodzeństwem zmieniają się w każdym tomie. Poruszony jest też problem zagubienia się w tłumie, sposobu na znalezienie się. Zobaczymy też jak czasami możemy reagować na zachowanie innych. Do tego mamy ciekawą akcję. Pisarka w interesujący sposób pokazuje kolejne kroki prowadzenia śledztwa z pokazaniem drogi, jaką bohaterzy odkryli prawdę, zachęca do samodzielnego myślenia i znalezienia odpowiedzi. W tym celu poszczególne etapy śledztwa podsumowano pytaniami, na które młodzi czytelnicy muszą spróbować znaleźć odpowiedzi, a przy okazji uczą się metody dedukcyjnej. Sporo tu fachowego słownictwa wyjaśnionego w prosty sposób. Wszystko brzmi bardzo poważnie, ale mogę Was śmiało zapewnić, że książkę czyta się bardzo szybko, a przemycane w niej wiadomości pochłania jak bajkę o żelaznym smoku czy opowieści o najnowszych technologiach i ich możliwościach. Do tego nie zabraknie tu oczywiście technologii, przez którą dorośli czasami tracą głowę. Stawiane przez pisarkę pytania są dla czytelników sygnałem, że w tym miejscu powinni się zatrzymać o spróbować wyjaśnić zagadki. Dzięki kolejnym krokom dzieci będą miały okazję poćwiczyć logiczne myślenie.
Książki z serii „Detektywi z Tajemniczej 5” i ich wakacyjna odsłona „Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy” to świetne lektury ćwiczące wiele umiejętności oraz przemycające sporą dawkę wiedzy i wzbogacające słownictwo. Każdy tom skupia się wokół innych ciekawostek historycznych, dziwnych zjawiskach i krążących o określonej okolicy opowieściach.
Książki napisane bardzo przystępnie. Spora dawka humoru, dobrego nastawienia do życia, dziecięcego spojrzenia na świat, naiwnego relacjonowania wydarzeń sprawiają, że kolejne przygody mają też spory urok dla dorosłych i świetnie zastąpią lekką prozę dla dorosłych, a do tego pozwolą zmienić nastawienie do świata, rozbudzą empatię, poprawią nastrój. W książce poznamy różne typy osobowości i nie tylko dorośli bywają tu specyficzni. Także dzieci mają swoje zainteresowania, sposób zdobywania i dzielenia się wiedzą, a także spojrzenia na własną samodzielność i manipulowanie poczuciem odpowiedzialności, a do tego uwielbiających jagodzianki łasuchów. Całość wzbogacona licznymi interesującymi i estetycznymi ilustracjami Asi Gwis. Niedługie rozdziały z szybką akcją sprawiły, że każdą z książek pochłaniamy w jedno popołudnie. Zdecydowanie polecam.
Zapraszam na stronę wydawcy








Rachel Piercey "Bal dla wielkiego dębu, czyli zamieszanie na polanie" il. Freya Hartas


Jestem zdecydowaną miłośniczką aktywnego czytania, czyli takiego, które angażuje młodych czytelników, zachęca do rozwiązywania zadań, wyszukiwania, ćwiczenia spostrzegawczości, koncentracji oraz wyobraźni. W takich publikacjach bardzo ważna jest równowaga między tekstem a ilustracjami: każdego musi być wystarczająco, czyli dużo szczegółów i nie za długa czytanka, aby młodzi słuchacze i czytelnicy chcieli słuchać, czytać, przeglądać, wyszukiwać. Czytanie wówczas staje się rozrywką, a samo czytanie kojarzy się z zabawą. Tak jest właśnie z książkami z serii „W misiowym lesie” „Co się dzieje w lesie” i „Bal dla wielkiego dębu, czyli zamieszania na polanie” z wierszami Racheli Piercey i ilustracjami Freyii Hartas. Autorki mają też na swoim koncie uroczą opowieść o Wielkanocy i Gwiazdce. Poetka ma w swoim dorobku także utwory dla starszych czytelników. Są wśród nich wiersze analizujące role kobiet, poruszające problemy społeczne, zmuszające do pochylenia się nad dylematami etycznymi. Jest też sporo tekstów rozrywkowych dla młodych odbiorców. Przygody leśnych bohaterów bardzo dobrze wpisują się w dorobek pisarki.

Obie publikacje otwiera spotkanie z misiem, który zachęca do posłuchania. W pierwszej książce zaprasza on czytelników na wycieczkę po lesie. Będzie to niezwykła przygoda, ponieważ z jednej strony poznamy życie zwierząt, prześledzimy zmiany pór roku, a z drugiej nie zabraknie problemów bliskich dzieciom. Najpierw zobaczymy budzącą się do życia przyrodę i będziemy mogli przyjrzeć się oznakom wiosny. Dalej będziemy przyglądać się wiosennym porządkom w zwierzęcych domach. Pojawi się też temat szkoły i różnorodności uczniów, bo jedni mają kolce, inni dzioby lub są puchaci. Każdy jest tu inny, ale to nie przeszkadza we wspólnej nauce i zabawie. Nie zabraknie też tematu odwiedzin i świętowania. Miś uda się do króliczka na urodziny. Jest i olimpiada, w której mogą zmierzyć się wszystkie zwierzęta. I po raz kolejny zobaczymy, że każdy może być dobry w czymś innym i przekonamy się, że nie jest to złe. Poetka zabiera nas do lasu w upalne dni, na lekcje pływania, piknik, na przedstawienie, na którym po raz kolejny przekonamy się, że każda rola jest ważna. Także praca nad kostiumami. Widzimy zabawy w deszczowy dzień, zabawy za sztuką, spędzanie czasu przy ognisku, zimowe zabawy i przygotowywanie się do snu. Na samym końcu lektury zobaczymy, jakie zmiany zachodzą w ciągu kolejnych miesięcy. To tyle na temat wierszy.

W podobnej konwencji napisano „Bal dla wielkiego dębu”. Śledzimy tu dąb w różnych porach roku. Widzimy, że zimą śpi, wiosną się przebudza, latem daje schronienie, jesienią dzieli się owocami, a zimą szykuje się do snu. Rok jest tu czasem przygotowań do świętowania urodzin, które będą obchodzić jesienią, czyli wtedy, gdy żołądź spadł na ziemię. Zamieszanie z balem zaczyna się od tego, że zwierzęta zastanawiają się jak wiele lat potrzebował dąb, aby być tak dużym. Dowiadują się, że rośnie już 500 lat i z tego powodu zamierzają uczcić jego urodziny. Leśni bohaterzy współpracują w czasie przygotowań. Powstają jadłospisy, listy smakołyków, prezenty, ozdoby, występy, a później wszyscy wspólnie się bawią, aby na koniec pożegnać się i zapaść w sen zimowy.

Jeśli chodzi o ilustracje to w obu książkach są w tej samej stylistyce, bardzo podobne i są cudne. Znajdziemy tu bogactwo szczegółów, ciekawe zadania i świetnie połączoną akcję z tym, o czym można przeczytać w utworach. Prosta, piękna kreska i piękne kolory sprawią, że dzieci chętnie sięgną po publikacje i podejmą wyzwania i dzięki temu będą mogły rozwijać takie umiejętności jak spostrzegawczość, umiejętność liczenia na podstawowym poziomie, znajomość kolorów i kształtów, a także popracować nad koncentracją oraz mową, bo w czasie zabawy warto prosić pociechę o wymawianie wyrazów. A te mają naprawdę różny stopień trudności: od misia po nietoperza. Do tego owi bohaterzy muszą być znalezieni w czasie wykonywania określonych czynności. Obrazki zostały opracowane z uwzględnieniem możliwości percepcyjnych kilkulatka, ale z naciskiem na przedszkolaków. Oczywiście wcześniej też możemy po publikację sięgnąć. Wtedy praca z książką będzie wyglądała nieco inaczej. Zamiast prosić dziecko o pokazanie konkretnych rzeczy to my będziemy po kolei czytać i pokazywać. Można później spędzić więcej czasu nad jedną stroną i przyjrzeć się każdemu bohaterowi, powiedzieć dziecku, co to za zwierzę i co robi. Dopiero, później można przejść do proszenia pociechy o wskazywanie zwierząt, później pokazywanie, które konkretnie robi określoną rzecz.

Jest to seria dla przedszkolaków, więc i poziom zadań właśnie dostosowany dla takich młodych czytelników. Mamy tu niedługie opowieści. Każda podwójna strona to wycinek z życia bohaterów. Do tego na każdej znajdziemy szereg zadań. Każda publikacja staje się pretekstem do zabrania dzieci w świat ukochanych bohaterów i uczestniczenia w ich przygodzie przez wyszukiwanie ich. Słuchanie i czytanie (średniej wielkości czcionka będzie świetną zachętą dla uczniów nauczania początkowego) opowieści pomoże również popracować nad słuchaniem lub czytaniem ze zrozumieniem. Warto zadać dzieciom pytanie sprawdzające, czy uważnie słuchały.

Jak już wspomniałam publikacje nęcą pięknymi, bogatymi w szczegóły ilustracjami, które dzieci chętnie będą oglądać, wyszukiwać różne elementy. Młodzi czytelnicy odkryją, że za każdym razem mogą na ilustracji dostrzec coś nowego. Warto zachęcić pociechę do tego by na podstawie tego, co widzi opowiedziała, co przeżywają bohaterzy, czym się zajmują. Bardzo dobrze zszyte strony oprawiono w solidną, kartonową okładkę, dzięki czemu książka jest estetyczna i trwała.
Zapraszam na stronę wydawcy








niedziela, 21 kwietnia 2024

Toksyczne zdania


Najgorszym tekstem, jaki można powiedzieć matce dziecka z niepełnosprawnością intelektualną/ innym sposobem przetwarzania wiadomości jest powiedzenie: „Czego ty chcesz? Przecież zajmowanie się dzieckiem to przyjemność”. Tak, zajmowanie się dzieckiem to przyjemność, kiedy widzi się każdego dnia jak wiele dziecko się uczy i jak pięknie się rozwija. Kiedy nauka i rozwój, przyswajanie sobie każdej małej umiejętności jest jak wpychanie kamienia pod górę, jak codzienne mycie podłóg wacikiem do makijażu to przestaje być przyjemnością. Jest okupione ze strony rodziców i dziecka wielkim wysiłkiem. Samo przebywanie, traktowanie jak mebel, któremu włączy się bajkę to nie wszystko. Takie przebywanie nie jest trudne, ale rodzic patrzy perspektywicznie: im więcej nauczę tym dziecko będzie samodzielniejsze. Wtedy zajmowanie się dzieckiem jest ciężką pracą polegającą na ciągłym poszukiwaniu metod na dotarcie do dziecka, przekazanie mu wiedzy i umiejętności. I często ten proces wygląda jak próba przebicia głowy ścianą: jest bolesny i niewiele daje, a oczekiwania otoczenia są duże, bo o ile dziecko ma kilka lat i sobie nie radzi ze światem to jest urocze. Jak ma kilkanaście to jest uważane za niegrzeczne, roszczeniowe, a pełnoletnie usłyszy, że ma iść do pracy. Nawet wtedy, kiedy jest na tyle niesamodzielne, że potrzebuje całodobowej opieki.
I w tej całej przyjemności zajmowania się najzabawniejsze jest to, że ludzie, którym przychodzi zajmować się swoimi rodzicami rozumieją, że oni czegoś nie potrafią z powodu chorób neurologicznych, że zajmowanie się nimi to wysiłek. Może nie zawsze fizyczny, ale psychiczny.
Drugim najgorszym zdaniem jakie można od osoby niepełnosprawnej usłyszeć: "Moja mama się mną zajmowała i dała radę, więc czego narzekasz". A pytałaś pytałeś się matki, czy było jej łatwo i przyjemnie kopać się, kiedy rówieśnicy się rozwijali szybko, a z tobą trzeba było walczyć o każde wypowiedziane słowo, każdy krok? To, że się zajmowała nie znaczy, że było łatwo. To, że się uśmiechała i dbała nie znaczy, że w środku czuła się dobrze, że nie wolałaby, żeby jej życie nie kręciło się wokół terapii.
Trzecie najgorsze zdanie: bóg tak chciał. A dlaczego nie pegaz czy elf? I który bóg? Ludzkość wymyśliła ich tak wiele, że trudno wszystkich wymienić.
A Waszym zdaniem jakie są najgorsze zdania w kontekście opieki nad osobą, które tego potrzebuje całodobowo?

sobota, 20 kwietnia 2024

Eva Amores i Matt Cosgrove "Najgorszy tydzień życia. Środa"


Antek Fert jest uosobieniem nastolatków, którym dorośli i rówieśnicy serwują wiele wyzwań. Wchodząc do świata bohatera przekonamy się, że życie młodych ludzi nie jest łatwe: muszą podporządkowywać się pomysłom rodziców i innych bliskich oraz nauczycieli, nie mają własnych pieniędzy, muszą jeść to, co dostaną, ubierać to, co przygotują inni, chodzić do szkoły i mierzyć się z przemocą rówieśników, przebywać w towarzystwie osób, których nie lubią, walczyć o przetrwanie w zaskakującym otoczeniu. Codzienność usiana jest niepewnością i wyzwaniami, którym czasami trudno stawić czoła, a w obliczu dokonań innych samoocena bardzo spada. Do tego dochodzi niewielkie doświadczenie i brak praktycznej wiedzy. Jak niebezpieczną mieszanką może to być przekonaliśmy się w takich serii jak „Hej, Jędrek!”, „Dziennik Cwaniaczka”, „Kapitan Majtas” czy „Domek na drzewie”, w których galopujący kataklizm napędzał akcję. Podobnie jest w cyklu „Najgorszy tydzień życia”, czyli opowieść o Antku Fercie, bardzo pechowym nastolatku, którego przygody rozbawią Was do łez. Śmiało mogę stwierdzić, że z każdym tomem coraz bardziej mi się podoba ta seria. Jest niesamowicie życiowa i pozwala na poruszenie wielu ważnych problemów bliskich nie tylko młodym czytelnikom.
Główny bohater cyklu to nastolatek, którego zdecydowanie wkurzają sławy i idole. Zwłaszcza, że sam nosi nazwisko jednego z popularnych piosenkarzy, którego jest całkowitym przeciwieństwem: zamiast fortuny ma pustą skarbonkę, zamiast brylantu w uchu ma zadrapanie, zamiast dobrze umięśnionej klatki piersiowej jest chuderlawy, ma strupy i ukąszenia po komarach, a do tego ma 12 lat i wygląda na 10. Do tego ma fryzurę zrobioną przez osiedlowego fryzjera zamiast przez stylistę. Różnic oczywiście jest znacznie więcej. Kluczową jest to, że jest typowym chodzącym pechowcem. Jakby w jego życiu nieszczęść było mało jego mama po rozstaniu się z ojcem postanawia ułożyć sobie życie i ponownie wychodzi za mąż. Po weselu zachodzi w życiu nastolatka wiele zmian: przeprowadza się do ojca i zmienia szkołę. Chłopak jest przekonany, że nowe miejsce to nowa szansa na lepszy start i uwolnienie się od złośliwych rówieśników. Szybko przekonuje się, że zmiana otoczenia wcale nie musi oznaczać lepszych relacji z innymi ludźmi.

Każdy tom jest tu kolejnym dniem tygodnia. Cykl otwiera „Poniedziałek” następujący po szeregu zaskakujących zmian. Wczesna pobudka przez mamę, która z nowym mężem wybiera się na miesiąc miodowy i z tego powodu oddaje syna pod opiekę byłego męża, czyli ojca chłopaka. Wychowywany do tej pory przez matkę ma okazję przejść pod męską opiekę, a to sprawia, że nie czuje się komfortowo. Antka bardzo stresuje przeprowadzka i zmiana szkoły. Nie jest też szczęśliwy z powodu trafienia pod opiekę mieszkającego z babcią ojca, którego uważa za pechowca. Można powiedzieć, że niedaleko pada jabłko od jabłoni…
Po przyjeździe do taty gubi swojego ukochanego kota, odkrywa, że nie ma stroju na zajęcia z basenu i mundurku szkolnego w odpowiednim rozmiarze, a ojciec jakimś cudem przeszedł na dietę warzywną. Do tego jeździ on gigantycznym sedesem, którym postanawia podwieź syna do szkoły. A to dopiero początek niespodzianek.

Myślicie, że „Wtorek” może polepszyć sytuację naszego bohatera? Nic bardziej mylnego. Antek po prostu ma talent pakowania się w tarapaty. Do tego dzień zaczyna od informacji, że stał się królem internetu, a wszystko dzięki szydełkowym kąpielówkom i przygodzie w AquaCentrum. Z kolei dziś musi przygotować się do szkolnej fotografii. Dobór stroju dzięki uczynnej sąsiadce jest dużo łatwiejszy niż poprzedniego dnia. Do tego robienie fryzury też okazuje się dużo łatwiejsze niż mógłby przypuszczać. Poza stłuczonym lusterkiem babci nic nie przepowiada żadnej katastrofy. No, może użycie kremu do depilacji do układania fryzury. Jakby złego było mało okazuje się, że ojciec zacieśnił wczoraj relację z dyrektorką będącą matką jego największego wroga, a w szkole czas urozmaici im pokaz eksperymentów.

„Środę” otwiera prawdziwa katastrofa: dwoje nastolatków na środku oceanu lub morza dryfuje w pontonie. Czy może być coś gorszego? Oczywiście. Antek ląduje tam ze swoim największym wrogiem, Marcinem. Do tego dookoła rekiny, a gdzieś na horyzoncie bezludna wyspa ze skarbami piratów, przerażająca dżungla pełna węży, pająków i z tajemniczym ostrzegającym głosem. Czy może być gorzej? Tak, jeśli spotkają małpy i pirata. Kolejny tom to kolejna dawka śmiechu. Tym razem dużo gry pozorów, zaskakujących niebezpieczeństw oraz odkrywanie prawdziwej twarzy Marcina. Pojawi się temat różnorodności, prześladowania, przemocy wśród rówieśników, radzenia sobie z niskim poczuciem własnej wartości. Tom oczywiście kończy zapowiedź kolejnego. Jestem ciekawa, co wyniknie z zaskakującego spotkania.
Niepozorna książka kryje w sobie całe mnóstwo zabawnych sytuacji, w których nie zabraknie problemu nękania, ale też pojawia się motyw zawierania nowej przyjaźni, znalezienia w tłumie dokuczliwych nastolatków kogoś, na kim może polegać i kto nie będzie go oceniał, kiedy koledzy odkryją, że jego tata jest mistrzem od udrażniania kanalizacji, a sam bohater należy do niesamowitych pechowców przyciągających wszystko, co może doprowadzić do katastrofy (także wkurzone pszczoły). Antek przekona się też jak niesamowicie pożyteczna jest umiejętność pływania i szybkiego reagowania na niebezpieczeństwa.
Każda strona to nowa niespodzianka, kolejne wyzwanie połączone z pechem, dzięki czemu mamy sporą dawkę humoru.
Dużym plusem jest tu większa czcionka, przeplatanie tekstu rysunkami i komiksowymi wstawkami podkreślającymi to, co jest w tekście zabawne. W rysunkach postawiono na pokazanie relacji bohatera z otoczeniem, jego sposób patrzenia na różne sprawy.
„Najgorszy tydzień z życia” dostarczy dużą dawkę prostego humoru, ciekawych skojarzeń, pomoże zdystansować się i uświadomi młodym czytelnikom, ze czasami każdy ma w życiu złe chwile, które czasami wydają się nie mieć końca, a każdy kataklizm wydaje się nakręcać kolejny, bo rozwiązania nie przychodzą tak łatwo. Zwłaszcza kiedy jest się nastolatkiem z niskim poczuciem wartości i przekonaniem, że tylko jego spotyka cała masa nieszczęść. Pojawi się też problem źródła przemocy.